środa, 27 maja 2015

Nocne podjadanie - zmora początkującej mamy

Można powiedzieć, że wczoraj rozpoczęłam pisanie bloga i automatycznie zaliczyłam wielką wpadkę dietetyczną. Nie zakładałam, że nie wezmę do ust nic słodkiego przez najbliższe kilka miesięcy, ale wyobrażałam sobie to tak, że słodkości będą jedynie na specjalne okazje. No tak, wczoraj była specjalna okazja bo był Dzień Matki i były też słodycze. Moja mama poczęstowała wszystkich drożdżówkami, ciasteczkami z marmolada i anyżkami. No i powiedzcie jak tu się nie skusić? Oczywiście, że się skusiłam, ale też nie włączyła mi się zielona lampka jak sięgałam po ciasteczko za ciasteczkiem. Rezultat był taki, że wyszłam od rodziców objedzona do granic możliwości, więc stwierdziłam nie jem już kolacji. To był kolejny głupi pomysł, bo moje dziecko obudziło mnie w nocy, a ja w amoku nocnych wędrówek poszłam czym prędzej do kuchni. Czułam jak burczy mi w brzuchu i zwykła sucha kromka chleba wydawała mi się w środku nocy zbawieniem ;) Coś skrajnie głupiego - nie zjadłam kolacji, aby nie dokładać sobie kalorii, to dołożyłam je w środku nocy. Doskonale wiem, że nocne jedzenie jest zgubne. Nasz organizm przestawia się na minimalny tryb spalania, więc właściwie jak coś zjemy i od razu się położymy to wszystko idzie nam w boczki. Z teorii to ja jestem dobra ;)

Nawyk jedzenia w nocy towarzyszy mi już jakieś dwa lata, odkąd urodziłam moją córeczkę. Wcześniej nie wyobrażałam sobie nawet dużego, ciężkostrawnego posiłku na kolację. Nocne pobudki okazały się dla mnie czymś strasznym pod względem diety. Mój organizm wyrwany znienacka ze snu widzi tylko jeden cel - zjeść coś, aby spowrotem zasnąć. Robię to wręcz bezwiednie. Jest to na tyle silne, że nawet jak staram się sobie racjonalnie wytłumaczyć, że nie powinnam, to apetyt w nocy wygrywa. Najlepszym rozwiązaniem byłaby kuchnia zamykana na klucz ;) Musiałabym jeszcze co wieczór prosić męża, aby ten klucz, gdzieć przde mną chował, sprzątał wszelkie łakocie z barku itp. Sami widzicie, że rozwiązanie nieco angażujące całą rodzinę.

Znacie taki kawał:
- Tato, a dlaczego cukierki są owijane w takie szeleszczące papierki?
- Żebyśmy słyszeli jak mamusia się odchudza

Kurcze, coś w tym jest... Następego dnia jest mi tak okropnie wstyd za to co zrobiłam, bo mój mąż za każdym razem wykraka, że to w nocy pochłonęłam pół Ptasiego Mleczka, to zjadłam całą czekoladę, albo po prostu siedziałam w łóżku z bułką. Nawet jak to piszę przyznając się sama przed sobą to mam wypieki na twarzy.

Najlepiej byłoby po prostu postanowić sobie, że nie jem nic w nocy i tego się trzymać. Jednak jest to na tyle trudne dla mnie, że na początek spróbuję wprowadzić zamiennik w postaci jogurtu naturalnego. Taki jogurt to nic dobrego w sumie, jak porównam go do czekolady albo kromeczek swieżutkiego chleba. Może dzięki temu, że wypada tak blado dla moich kubków smakowych, to szybciej uda mi się wyeliminować nocne jedzenie, bo w sumie dla czegoś co się nie lubi nie warto wstawać ;). Postanawiam również, że zawsze zjem kolację, nawet jak będę bardzo objedzona to wrzucę coś lekkiego na ząb. Poniżej zamieszczam listę moich postanowień związanych z nocnym podjadaniem.

Nocne podjadanie - zmora początkującej mamy

Wydaje mi się, że pomimo obfitego obiadu, zawsze muszę zjeść kolację. Obiad zjadam pomiędzy 16:00-17:00. Z reguły chodzę spać o 23:00, więc lekka kolacja około 20:00, będzie akurat. Kolejny z podpunktów oznacza, że w miarę możliwości ukrywam wszystko co może mnie w nocy kusić w szafkach. Nie pozostawiam słodyczy i innych przekąsek na stole czy blacie kuchennym. Może akurat wubudzona w środku nocy nie pokuszę się o grzebanie w szafkach i budzienie innych domowników. WODA Woda woda - to jest dozwolone w nieograniczonych ilościach, może być nawet woda z cytryną, byleby na wodzie się skończyło. W sytuacjach totalnie awaryjnych, kiedy jestem mega głodna, że z głody nie potrafię usnąć, siegam po jogurt naturalny - ot tak nic więcej. Życzę sobie powodzenia, bo problem jest u mnie natury poważnej ;) !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz